Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku
KKażdy – i duży i mały – dąży w swoim życiu do polepszenia swojego życia. Biorąc pod uwagę, że zawsze znajdzie się coś do poprawy, jest to zupełnie naturalne. Dlaczego jednak tak często i tak szybko rezygnujemy z obranej ścieżki? Dlaczego nierzadko, mimo wielkich planów, w ogóle na nią nie wchodzimy? Czy możemy wprowadzić w nasze życie zmiany, które rzeczywiście będą trwałe, a po jakimś czasie przyniosą upragnione rezultaty? A jeśli tak, jak możemy to zrobić?
‘
By to udowodnić, posłużmy się ostatnim z powyższych przykładów, czyli nauką języka obcego. Czy pięć minut dziennie to śmiesznie mało? I tak, i nie. Pięć minut dziennie to pół godziny w tygodniu, około dwóch godzin w miesiącu i około 24 godziny w roku. Nie są to może wartości imponujące, jednak pamiętajmy, że kaizen ma za zadanie sprawić, byśmy w ogóle zaczęli, a w dalszej kolejności wyrobić w nas nawyk. Gdy już się wciągniemy, po tygodniu czy miesiącu możemy zacząć stopniowo wydłużać czas nauki. Kiedy dojdziemy do trzydziestu minut dziennie, będziemy mieć już trzy i pół godziny nauki w tygodniu, około 14 godzin w miesiącu i prawie 200 godzin w roku. A to już naprawdę bardzo dużo. Wystarczająco, by chociażby czytać proste teksty, sporo zrozumieć z oglądanego w oryginale filmu czy podjąć próby komunikacji w danym języku, na przykład podczas pobytu za granicą. I pomyśleć, że zaczynaliśmy od pięciu minut dziennie…
Słowo kaizen to po japońsku zmiana na lepsze, poprawa lub polepszenie. Na początku metoda ta stosowana była przede wszystkim w biznesie, szybko jednak dostrzeżono jej potencjał również w codziennym życiu. Kaizen polega na regularnym wprowadzaniu małych, niemal niezauważalnych zmian, które jednak po jakimś czasie tworzą wielką różnicę. To filozofia, dzięki której pokonujemy najważniejszą przeszkodę, jaka staje na drodze do osiągnięcia wytyczonego celu: lęk. To także metoda, która pozwala nam wytworzyć nawyk. Jest on swego rodzaju gwarancją, że rzeczywiście będziemy się trzymać wprowadzonych zmian.
A gdyby tak zmniejszyć nieco swoje oczekiwania? Zaplanować sobie małe realne cele i cieszyć się z każdego etapu, który stopniowo będzie prowadził do ich osiągnięcia? Przestać odgrażać się, że schudniemy 20 kg i na dobry początek zaplanować, że zgubimy dwa? Nie rzucać po raz setny palenia, a zamiast tego zmniejszać liczbę wypalanych papierosów o, na przykład, jedną sztukę w każdym kolejnym tygodniu? Zacząć ćwiczyć minutę albo dwie dziennie? Wziąć się za porządki, zaczynając od jednej niewielkiej szuflady? Poznawać nowy język obcy, poświęcając na naukę nie godzinę, ale pięć minut każdego dnia?